Książka, na podstawie której powstał film zmieniła wiele faktów, mimo że sugeruje, że jest inspirowaną prawdziwą historią.
W rzeczywistości cała przerażająca historia miała miejsce w Boliwii, w filmie w Kanadzie lub USA.
W prawdziwym życiu kobiety nie potrafiły nie tylko pisać i czytać, ale nawet mówić w języku hiszpańskim - w filmie ich sposób mówienia jest akademicki.
Za gwałty odpowiadało ośmiu zwyrodnialców - w filmie chyba cała kolonia.
Za wykrycie całej sytuacji odpowiadała starszyzna koloni, przyłapano jednego na gorącym uczynku, on też powiedział o pozostałych - w filmie wykryły to dwie dziewczynki.
Zamknięto tych ośmiu w magazynie, gdzie mieli spędzić 15 lat, jednak po pewnym czasie postanowili wbrew zasadom kolonii przekazać ich policji, nie ma też mowy o żadnej kaucji.
Później miał miejsce proces tych ludzi, który trwał 2 lata. Wiele kobiet zaświadczyło przeciwko gwałcicielom. Udowodniono ponad 130 przypadków gwałtów wobec kobiet, dziewczynek (najmłodsza 5 lat), ale też chłopców i mężczyzn.
Gwałciciele dostali wysokie wyroki - w filmie prawdopodobnie uszło im to płazem.
Kobiety powróciły do swojej kolonii - w filmie wyjechały.
Po co wypisuje? Oczywiście filmy i książki mogą używać dowolnie fikcji literackiej. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że autorka pozmieniała fakty tak, żeby obronić wszystkie swoje tezy, co w mojej opinii jest nieetycznym wykorzystaniem tragedii, która naprawdę miała miejsce. Wielka szkoda, bo tak wstrząsająca historia zasługiwała na mocny film uczciwy wobec ofiar tej przemocy, jak i społeczności Mennonitów.