zastanówcie się, jak dużo "zostałoby" z tego filmu, gdyby pominąc
niesamowite aktorstwo Ala Pacino?
Gdyby nie scena, w której uczniowie biją prawa na końcu filmy, byłaby "10". Bardzo mi nie pasowała ta scena i psuła cały obraz filmu...
A moim zdaniem była jak najbardziej prawdziwa. Naturalna reakcja młodych ludzi, z resztą niekoniecznie tylko młodych, na wypowiedź kasującą jakiegoś ważniaka, za którym nikt nie przepada. Sama zachowałabym się podobnie po usłyszeniu tak miażdżącego monologu. Ludzie w tym wieku w naturalny sposób pozwalają sobie na wyrażenie prawdziwej opinii, bo szczera rozkmina góruje nad zachowaniem zdrowego rozsądku (w skrajnym przypadku mógłby ktoś przecież wylecieć ze szkoły za aprobowanie hejtra własnego przełożonego, w tym przypadku dyrektora). Dla mnie ta scena, chociaż patetyczna i typowa dla amerykańskiego kina, była potrzebna i zwyczajnie mnie wzruszyła.
'Naturalna reakcja młodych ludzi, z resztą niekoniecznie tylko młodych, na wypowiedź kasującą jakiegoś ważniaka, za którym nikt nie przepada.' Popieram. Psie figle uczniów w filmie wyraźnie świadczą, że większość bardziej lub mniej świadomie wyczuwa to, o czym jest w przemówieniu - hipokryzję dyrektora, który promuje wartości, a bierze (i daje) łapówki.
o tak, jak zaczeli bic brawo to film starcil w moich oczach... zastanawialem sie nad ocena 8 ale nie pasowalo mi to klaskanie, teraz jak widze ze ktos tez to wylapal daje 7.
Dla mnie aktorstwo jest równie ważne jak fabuła. Przecież niezależnie od tego jak dobry byłby scenariusz to aktor, który dał plamę w głównej roli może spokojnie wszystko położyć
Ode mnie też 7 i również za Ala.
Mam zawsze takie wrażenie, że w latach 90tych kino amerykańskie rzuciło się na wyniosłe tematy. "Zielona mila", "Szeregowiec Ryan", "Buntownik z wyboru" czy i ta produkcja to filmy, które nie powinny się nie podobać. Bo nie wypada hejtować honoru, dążenia do celu etc. Bardzo nie lubię takiego wymuszania zachwytu na widzu.
Tak więc genialny Al i mocno średni film jak dla mnie.
Pacino robi różnicę, ale scenariuszowo sam film jest świetną historią! Zastanawiam się czy nie obejrzeć oryginalnego, włoskiego filmu, na podstawie którego powstała ta wersja...
Dużo jest filmów, które bez genialnego aktora pierwszoplanowego nie byłyby tym czym są. American beauty, Milczenie owiec i właśnie Zapach kobiety!
Pacino to mój ulubiony aktor, ale tutaj ledwo go HOO-AH zniosłem. Gdyby choć jeszcze raz HOO-AH powiedział te swoje cholerne HOO-AH to bym wyłączył ten film i tyle. Nie podobała mi się jego gra, ale byłem pod wrażeniem Hoffmana. Całkiem uwierzyłem w jego postać: niby taki cwaniaczek, luzaczek a tak naprawdę bojący się konsekwencji a zwłaszcza swojego ojca. Pod swoim uśmieszkiem pragnący ukryć prawdziwe emocje. Naprawdę dobrze się go oglądało.
A ile by ten film stracił gdyby nie zagrał w nim Chris O'Donnell. Wspaniale się uzupełniali z Alem Pacino i mieli cudowną chemię.
Ten film w założeniu ma być prosty, a przekazywać silne emocje. Fakt, jest to w największej mierze zasługa Pacino, który zagrał dramatyczną postać zniszczonego depresją człowieka, który 'idzie na całość' - a jego wolność możemy wręcz namacalnie odczuć. Sceny jak zmęczony wywraca się po drodze albo spędza popołudnie w łóżku, to prawdziwy majstersztyk. Zakończenie musiało być odrobinę cukierkowate, dzięki temu film nie zakończył się sztucznym dramatem (do którego prowadziła fabuła), natomiast pozostawił w widzu uśmiech oraz ciepłe emocje.
Czepiacie się O'Donnella? Fakt, był bezbarwny i... nie wiem czy to nie była największa trudność jego roli. Musiał być bezkręgowym, kulturalnym mięczakiem, kozłem ofiarnym, ofiarą zbiorowych manipulacji, a zarazem nastolatkiem zaszokowanym nonkonformistycznym podejściem do życia przez pułkownika. Wszystkie jego reakcje są naturalne, ale jego charakter się kształtuje wraz z rozwojem fabuły, co czyni jego postać przekonującą.
Właśnie. O ile początek i końcówka (choć wiem, że trochę osób narzeka) spoko, to środek jest męczący.