Wreszcie! Długo wyczekiwany "
Matrix Zmartwychwstania" już jutro wchodzi do kin. Za kamerą
Lana Wachowski, a przed kamerą oczywiście
Keanu Reeves jako
Neo i
Carrie-Anne Moss jako Trinity. Czy film okaże się Wybrańcem? Czy bliżej mu do pierwszego "
Matriksa" czy do któregoś z sequeli ("
Matrix Reaktywacja", "
Matrix Rewolucje")? Przeczytajcie naszą recenzję! Pisze Jakub Popielecki.
"Nasza firma-matka Warner Bros. kazała nam zrobić sequel "
Matriksa"", mówi korporacyjny urzędas w gabinecie na szczycie wieżowca. "Co? Jak to? Mogą to zrobić?", odpowiada mu zdziwiony Thomas Anderson, znany też jako
Neo, bohater trzech oryginalnych filmów z serii "
Matrix", a także jej świeżo zrealizowanego sequela, "
Matrix Zmartwychwstania", w którym wciąż mówi się o realizacji sequela. Bardzo meta.
Nie dość, że reżyserka
Lana Wachowski obficie cytuje tu samą siebie, wklejając co chwila ujęcia z poprzednich części cyklu, to bohaterowie sami wyświetlają ikoniczną scenę z pierwszego filmu, żeby "stworzyć odpowiedni nastrój". Mamy też sekwencję korporacyjnej burzy mózgów, podczas której dyskutuje się nad znaczeniem metafor pierwowzoru, a potem lamentuje nad niewdzięcznym zadaniem próby powtórzenia matriksowego fenomenu. "Potrzebujemy nowego
bullet time’u", mówi ktoś, a godzinę później faktycznie dostajemy nowy
bullet time. W efekcie "
Matriksa Zmartwychwstania" ogląda się trochę jak sequel, trochę jak remiks, a trochę jak remake. Na napisach końcowych brzmi zresztą klasyk
Rage Against The Machine, "Wake Up". Tyle że to cover, któremu - jak to z coverami bywa - daleko do oryginału. Jeśli ktoś chce, i tu znajdzie metaforę.
Inna sprawa, że "
Matrix Zmartwychwstania" - sequel, o którym chyba nikt nie marzył - najciekawszy jest właśnie jako sequel dywagujący nad zasadnością kręcenia sequeli. Grudzień 2021 okazał się miesiącem samoświadomego blockbustera: równocześnie w kinach leci przecież "
Spider-Man: Bez drogi do domu", w całości zbudowany na koncepcie "hej, znam to z poprzedniego filmu".
Lana Wachowski jednak podnosi poprzeczkę i przy okazji stawia sobie pomnik. Nowi bohaterowie zachowują się jak psychofani "
Matriksa" i wyznają ze wzruszeniem, że duet
Neo i Trinity pomógł im zmienić własne życie (grana przez
Jessicę Henwick Bugs nawet króliczą ksywę i jest wytatuowana w króliki). Na każdym kroku atakują nas skrzętnie poupychane smaczki: od żartobliwie Baudrillardowskiej nazwy kawiarni ("Simulatte") po epizodzik reżysera
Chada Stahelskiego (seria "
John Wick"), który był kaskaderem
Keanu Reevesa w pierwszym "
Matriksie". Nowy Morfeusz (
Yahya Abdul-Mateen II) żartuje sobie ze starego Morfeusza (
Laurence Fishburne) i cytuje Marksa, mówiąc o "tragedii powracającej jako farsa". A na wszystko nakłada się cudzysłów dyskusji o kapitalistycznym Ouroborosie, który pożera swój własny ogon, sprzedając masom opium kręconych taśmowo sequeli.
Sęk w tym, że jeśli opowiesz słaby żart, a potem przyznasz, że był słaby, nic to nie zmienia - żart wciąż jest słaby. Ten automatyzm "
Zmartwychwstań" jest jednak na miejscu o tyle, że już oryginał był postmodernistycznym amalgamatem cytatów w filozoficznej polewie. Ale meta-charakter nowej części - zamiast szczerej autorefleksji - przypomina raczej asekurację.
Neo objawia w filmie niby-nową moc: zamiast ciosów kung-fu stosuje chętnie coś na kształt pola siłowego: nie zadaje ciosów, tylko odbija ciosy. Można to interpretować jako pacyfistyczny manifest (mniejsza o to, że wciąż generujący dużo szkód). Ale można widzieć w tym akt rozłożenia rąk, defensywę. Gest znaczący tyle, co "nie strzelajcie!". Nie krytykujcie.
Całą recenzję Jakuba Popieleckiego przeczytacie TUTAJ. "Matrix Zmartwychwstania" - o czym opowiada film?
Podążaj za
Neo, który prowadzi zwyczajne życie w San Francisco, gdzie jego terapeuta przepisuje mu niebieskie pigułki. Jednak Morfeusz oferuje mu czerwoną pigułkę i ponownie otwiera jego umysł na świat Matriksa...
W obsadzie:
Keanu Reeves,
Carrie-Anne Moss,
Yahya Abdul-Mateen II,
Jonathan Groff,
Jessica Henwick i
Neil Patrick Harris. Reżyseruje
Lana Wachowski.